i zaraz mi się dostanie, bo kompletnie nie rozumiem zachwytów nad tym filmem. Pierwsze co mi się nie podobało to pierwsza część filmu przed wyjazdem do obozu. Nudne zbyt długie bzdury, które nic nie wnoszą. Jeśli chodzi o pobyt w obozie i wszystkie dziwne zachowania ojca no to w sumie dziwie się, że przetrwał tak długo. Ogólnie ten film nie wzrusza, to jest jakaś wizja obozu koncentracyjnego w wersji light, a chyba nie tak to wyglądało.
Na samym początku filmu pojawił się pewien bardzo istotny komunikat, o tym jaki to jest rodzaj opowieści. Zapoznałaś się z nim?
Zgadza się, jesteś jakaś inna. Niewiele jest filmów, które mnie tak rozbawiły, a tylko ten jeden sprawił, że bardzo mocno spociły mi się oczy...
Popieram w 100%. Kompletnie nie pojmuje zachwytów na tym filmem. Dla mnie bzdurno-durny! I dziwi e się, że nikt nie podniósł robienia z obozów pośmiewiska, bo ja tak to odbieram :/
Nie rozumiesz zachwytów nad tym filmem, bo prawdopodobnie nie masz jeszcze własnych dzieci. Film jest opowieścią ukazaną z perspektywy syna Guida. W ostatniej scenie słyszymy jak mówi nam o czym to jest film: "Oto historia poświęcenia mego ojca". Film pokazuje jak wielka potrafi być miłość ojca do własnego dziecka. Jest ona tak wielka, że ojciec zrobi wszystko, by ocalić własne dziecko. Prześladowania Żydów ze strony nazistów, wojna i pobyt w obozie koncentracyjnym, to coś niewyobrażalnie straszliwego. To coś, co potrafi zostawić traumę na całe życie. Odciska to ślad na dorosłym człowieku, a cóż dopiero na małym wrażliwym dziecku. I oto ojciec, wiedząc o tym, robi wszystko, by oszczędzić swemu synkowi traumy.
Gdy syn widzi na sklepie napis, że nie mogą wchodzić do środka psy i Żydzi, zamienia wszystko w żart, mówiąc o tym, że widział na innych sklepach napisy mówiące o zakazie wstępu dla pająków oraz Wizygotów. Zamienia poważną sytuację w żart, by oszczędzić dziecku lęku. Zresztą widać, że jest bardzo dobrym ojcem i mocno kocha synka. W pierwszej części filmu widzimy jak spędza z nim czas, jak się z nim bawi.
Potem Gudio trafia, razem z synkiem, do obozu koncentracyjnego, który był przecież, jak to często określano - piekłem na ziemi. I tam robi wszystko, by jego dziecko nie doświadczyło traumy, więc mu mówi, że to że tu są to tylko taka gra, taka zabawa i że muszą wziąć udział w konkursie, by wygrać wspaniałą nagrodę. Reguły życia obozowego i różne dziwne rzeczy, które syn widzi w obozie, ojciec stara się tłumaczyć regułami gry, w której biorą niby udział. Wszystko to po to, by ocalić psychikę dziecka. Nawet w jednej z ostatnich scen, gdy żołnierz ma go rozstrzelać i Guido przechodzi obok miejsca gdzie ukryty był jego synek i wiedząc, że ten go teraz pewnie obserwuje, idzie żartobliwym krokiem, by malca rozśmieszyć. Myśli o tym jak pomóc własną dziecku nawet tuż przed własną śmiercią, bo taka jest potęga ojcowskiej miłości. I o tym właśnie jest ten film. O miłości do własnego dziecka, która jest silniejsza od wszystkiego, nawet od koszmaru wojny. Ten film, to historia poświęcenia ojca z miłości do dziecka...
Pięknie wytłumaczone. Nie każdy czlowiek ma taką samą wrażliwości, stad różnice w gustach, w upodobaniach, odbiorze emocjonalnym filmów. Zatem nie ma się co wzajemnie obrażać, a każdy nie obrażający nikogo komentarz ma znaczenie.
Nie jesteś inna, bo na mierny film reagujesz poprawnie.
Wyjątkowa chała by nie powiedzieć gniot - a zachwyty nad tym gniotem - no
cóż każdy ma prawo wypełnić "miejsca niedookreślone" w dziele artystycznym
i jeżeli takie wypełnienie powoduje u niektórych zachwyty, to OK - u mnie
jedynie film wywołuje irytację swoją infantylna narracją.
Przypomnijmy, że niektórzy ocaleni z Holocaustu zarzucali Benigniemu zbyt lekkie potraktowanie tragedii obozów koncentracyjnych i tematu Zagłady Żydów. Wytykano mu także liczne nieścisłości historyczne i merytoryczne w filmie.
Nieścisłością jest np. to, że synek Guido i Dory raczej nie powinien w tym wieku być w 1 baraku z ojcem. Poza tym urodził się najwcześniej w 1940r. zatem w wieku lat 5-6 chłopca wojna powinna była już się skończyć.